Tort marchewkowy |
Mimo
szczerych chęci nie udało mi się napisać tego tekstu przed moim
wyjazdem do domu na święta. Dochodzę jednak do wniosku, że dobrze
się stało.
W pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia moja
starsza siostra wyszła za mąż, w trakcie kameralnego przyjęcia
dla najbliższej rodziny na którym świętowaliśmy ten szczęsny
dzień, podany został tort. Drogę to kościoła i z powrotem
przebyliśmy na wozie drabiniastym zaprzężonym w konie, grudniowe
powietrze zaostrzyło mi apetyt do tego stopnia, że byłam w stanie
zmieścić w siebie podwójna porcję wszystkiego na obiedzie. Kiedy
na stół wjechał tort nie zważając na trzeszczącą sukienkę
podsunęłam mój talerz pod nos panny młodej prosząc o
przysługującą mi porcję. Boże co za rozczarowanie! Tort był bez
smaku. Może z lekką sugestią cukru, i delikatnym echem maliny, nic
poza tym. Jestem łasuchem, ciasteczkowym potworem, ale tu na
Ukrainie zaczęłam zdradzać ciasteczka z tortami. Torty s tu
niesamowite: lekkie i owocowe, albo miodowe, czekoladowe, ze
skondensowanym mlekiem, ze spodem z ciasta francuskiego albo
miodowika. Ostatnio znowu oglądałam „Ironię losu” klasykę
kina radzieckiego, co roku wyświetlanego we wszystkich krajach
byłego Związku Radzieckiego na Sylwestra i nowy rok. I tym razem
zwróciłam uwagę, że tam prawie każda postać przychodząca w
gości tego dnia miała ze sobą obowiązkowo butelkę szampana i,
dodatkowo, pudełko z (nie mam najmniejszych wątpliwości) tortem.
Pierwszego dnia mojego pobytu na Ukrainie Nastia, moja mentorka,
przyszła mnie odwiedzić z tortem. I potem też często się
dziwiłam, kiedy na różne organizowane przez wolontariuszy EVS
imprezy, zdarzało się że tubylec przyniósł tort.
Nie
wiem dokładnie skąd mi się to wzięło. Pamiętam jak prawie na
samym początku mojej obecnej pracy dzwoniłam do Timura i prosiłam,
żeby kupił tort. Byłam bardzo nową sytuacją zestresowana i
okropnie chciało mi się czegoś słodkiego, a konkretnie tortu.
Wtedy zaczęliśmy z Timurem próbować asortymentu proponowanego
przez pobliskie sklepy (bo torty w Doniecku można kupić w
większości spożywczaków).
Po kilku miesiącach znalazłam mojego
ulubieńca: firmowy tort sieci sklepów Amstor – Kapriz (po polsku
kaprys) – jest to tort biszkoptowy, z lekkim śmietankowym kremem i
udekorowany owocami, na półkach, gdzie królują miodowe spody i
kremy ze zguścionką (czyli z mlekiem skondensowanym) nie jest czymś
zbyt pospolitym. Może tort pieczony taśmowo w piekarni należącej
do sieci supermarketów nie jest szczytem wyrafinowania, ale mało
mnie to obchodzi. Jest pyszny, rewelacyjnie podnosi poziom endorfin,
obniża poziom adrenaliny i nie idzie w biodra (w pierwszym okresie
mojej obecnej pracy przy zastosowaniu diety tortowej udało mi się
nawet co nieco schudnąć).
Dział z tortami w pobliskim supermarkecie |
Skoro
już został poruszony ten temat, to wszystkim udającym się w te
rejony i mającym szansę skosztować tych wspaniałości dam
wskazówkę: szukajcie czerwonego szyldu z białym napisem
Luchiano. Jest to najpopularniejsza i najlepsza (a może i jedyna bo
innych jakoś nie mogę sobie przypomnieć) sieć sklepów
cukierniczych, oferujących, czekoladki, cukierki, ciasteczka,
babeczki i torty. Tort, który Nastia przyniosła na nasze pierwsze
spotkanie był dziełem właśnie cukierni Luchiano. Na wszystkich
rodzinnych uroczystościach u rodziców Timura zawsze na stole stoi
Józefina – ulubiony tort jego mamy, produkowany przez ta firmę.
Józefina to rzecz jakiej nie zdarzyło mi się jeść w Polsce - to
właśnie jest tort z ciasta francuskiego przekładany kremem z
dodatkiem skondensowanego mleka. Ukraińcy ten tort uwielbiają. Jest
bardzo słodki i niestety można zjeść go bardzo małą porcję, co
kłóci się z moją filozofią jedzenia słodyczy, więc nie mogę
go zaliczyć do ścisłej czołówki moich ulubionych, ale uczciwie
przyznaję, że jest bardzo smaczny, a jeśli ktoś jest spragniony
nowych smaków to gorąco polecam.
Jeśli
chodzi o jedzenie, to jak zawsze mówił mi mój tata, jem oczami.
Dlatego też zdarza mi się nabrać na coś tylko dlatego, że
ładnie/apetycznie/zabawnie wygląda, a już nie koniecznie smakuje.
Największym takim rozczarowaniem był dla mnie tort biedronkowy.
W
jednym z supermarketów, w którym od czasu do czasu robimy z Timurem
zakupy do domu, znalazłam malutki tort w kształcie biedronki,
wyglądał rewelacyjnie. Dość długo chodziłam wokół niego
wahając się (ale należy do stałego asortymentu, więc biedronka
kusiła mnie ilekroć weszłam do tamtego sklepu) aż w końcu dałam
się skusić. Niestety najsmaczniejszą częścią tego tortu okazała
się cienka warstwa czerwonej galaretki pokrywającej grzbiet
biedronki, głowa zrobiona z bajaderki też była dosyć smaczna, za
to korpusik wypełniony ptasim mleczkiem o smaku i konsystencji
tektury i do tego stanowiący większość owada był paskudny. Długo
walczyłam z tym tortem, aż w końcu ostatni kawałek wylądował w
koszu na śmieci.
Kiedy
jechałam do domu na święta spędziłam z Timurem jeden dzień w
Charkowie. Uwielbiam to miasto, trochę przypomina mi Kalisz
(niektóre ulice). W Charkowie przytulne cukierni i kawiarenki, w
których można zapaść się w miękki fotel i schować przed
przenikającym chłodem zimowego powietrza, są prawie co dwa kroki
(tu jest minus Doniecka – u nas nie ma takich miejsc za bardzo). W
dzień naszego wylotu do Warszawy trafiliśmy z Timurem do nowo
otwartej kawiarni, gdzie oboje oprócz kawy pochłonęliśmy po
kawałku ciasta. Ja połasiłam się na tort marchewkowy, który
okazał się być przepyszny i bardzo przypominał mi w smaku tort
marchewkowy, który próbowałam kiedyś u mojej matki chrzestnej.
Nie będę więc żyłą i podzielę się z Wami przepisem.
CIASTO:
1 i 1/3
szklanki mąki
1/2 torebki
proszku do pieczenia
1 i 1/3
szklanki cukru
1 cukier
waniliowy
1 płaska
łyżeczka soli
3 łyżeczki
cynamonu
3 marchewki
(ok. 40 dag)
1 szklanka
neutralnego oleju
4 jajka
10 dag
posiekanych migdałów
MASA:
5 dag cukru
pudru
10 dag masła
20 dag
tłustego twarożku śmietankowego
aromat
waniliowy (ja ten składnik akurat sobie odpuszczam)
Wymieszaj w
misce mąkę z proszkiem do pieczenia, cukrem, cukrem waniliowym,
solą i cynamonem. Marchewki
zetrzyj na drobnej tarce. Do mąki dodaj olej i wymieszaj. Ucieraj
mikserem, kolejno wbijając po jednym jajku. Na koniec dodaj marchewki i
migdały. Ciasto
dokładnie wymieszaj i przełóż do formy wysmarowanej masłem (ja posypuję
też bułką tartą), wyrównaj powierzchnię. Piecz
godzinę w temperaturze 170 stopniach C. Jeśli wierzch zanadto się zrumieni,
przykryj ciasto pergaminem.
Upieczony
torcik wyjmij z piekarnika i pozostaw do ostygnięcia.
Stop masło,
odłóż je do ostygnięcia. Utrzyj mikserem twarożek z
cukrem pudrem i
aromatem waniliowym (można zamiast tego dodać parę kropel soku z cytryny).
Nie
przerywając ucierania powolutku wlewaj masło. Gotową masę rozsmaruj na torcie.
Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz