wtorek, 7 maja 2013

Gdzie strumyk płynie z wolna, rozsiewa zioła maj...

Pora na piknik!  
Dochodzą mnie słuchy, że w Polsce pogoda nieco jeszcze kapryśna. Za to tu w Doniecku mamy już, praktycznie lato (jak na moje usteckie standardy, bo wiem, że latem będzie tu jeszcze goręcej). Jako że krymska przygoda przeszła mi koło nosa, musiałam sobie wymyślić coś w zamian. W Doniecku została Kristina, która ma w planach zwiedzić Krym po zakończeniu projektu,  Nastia, która po górach nie chodzi, i Maggie, która postanowiła zacząć przygotowywać się do egzaminów wstępnych na studia czyhających na nią gdy tylko zakończy projekt. Za oknem bezchmurne niebo, temperatura gdzieś pomiędzy 20 a 30 stopni i delikatny wietrzyk zachęcają do porzucenia czterech ścian. Z drugiej strony spaliny, nagrzany beton i szum samochodów raczej
zniechęcają i oto po raz kolejny Donieck mnie zadziwił, razem z Kristiną znalazłyśmy las praktycznie w środku miasta! W jednym z wpisów na moim starym blogu (http://aniszonevs.blog.onet.pl/) zachwycałam się jak bardzo zielony jest Donieck, na każdym kroku drzewa, klomby z kwiatami, a w całym centrum przepiękne zadbane parki.  Las, który odkryłyśmy z Kristiną nie leży w ścisłym centrum, ale 10 minut jazdy tramwajem od centrum. Drzewa są zasadzone ręką ludzką, o czym świadczą równiutkie rzędy w jakich rosną, oprócz tego jest tam łąka, strumyk, cisza, dzikie ptaki (pierwszy raz w życiu widziałam bażanty i to od razu całe stado), jaskrawe jaszczurki i ogromne żaby drące się wniebogłosy starając się
przekrzyczeć kukułki. W takich oto okolicznościach przyrody zdecydowałyśmy się urządzić piknik. W Doniecku na rynkach pojawiły się już krajowe warzywa, na razie drogie jak cholera, bo kilogram krymskich pomidorów kosztuje 10 zł, ale tańszej alternatywy i tak nie ma, a poza tym wspaniale pachną i smakują niesamowicie. Pamiętam smak pomidorów i ogórków hodowanych przez moją babcię w swoim ogródku, bez sztucznych nawozów i dodatkowej chemii. Tak właśnie smakują warzywa na Ukrainie. Kiedyś w marszrutce ze Lwowa  do granicy z Polską spotkałam dziewczynę, która mi powiedziała, że na Ukrainie ziemia jest tak żyzna, że można wsadzić patyk w ziemię, a po chwili wyrosną na nim jabłka, pewnie dlatego warzywa i owoce są tu
takie pyszne. Sałatka zawierała boskie/burżujskie pomidory, ogórki, rzodkiewkę, ser panir (który jest dla mnie takim fenomenem, że postanowiłam poświęcić mu osobny wpis w niedalekiej przyszłości), siemię lniane, oliwę z oliwek i przyprawy. Zaopatrzyłyśmy się również w sałatkę owocową breję z okary i warzyw, która przed wyjściem z domu miała formę pięknych regularnych kotlecików, ale źle zniosła podróż w moim plecaku, oraz świeży lawasz, który jest dla mnie takim samym fenomenem jak panir.  Od tamtego pierwszego pikniku, spędzamy tak prawie każdy wolny dzień (a jest ich sporo bo majowy weekend na Ukrainie trwa w tym roku prawie 2 tygodnie) a do tego znalazłyśmy jeszcze jedno takie miejsce, tym razem 15 min marszrutką od naszego domu. Zastanawiam się ile jeszcze takich miejsc kryje w sobie Donieck



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz