środa, 1 maja 2013

Gombowce - wersja wegańska

Gombowce są daniem dość tajemniczym, rosyjskie strony kulinarne opisują je jako danie zakarpackie, polskie strony kulinarne klasyfikują je jako kuchnię kresową.
Na jednym z kulinarnych blogów znalazłam informację, że danie to występuje w zachodniej Ukrainie, Czechach, na Węgrzech i w Austrii. Hm, coś jakby rozprzestrzeniło się po całych Austro-Węgrach, zapytałam Maggie czy jadła coś podobnego w Austrii i po namyśle przyznała, że tak, nawet w kilku odmianach. Moi znajomi z Doniecka jak zobaczyli gombowce to nie mieli pojęcia co to jest. Chcąc przywołać smaki ze Lwowa przekopałam internet w poszukiwaniu gombowców, zapisałam sobie dwa przepisy: wersję postną i "na bogato". W poście prawosławnym nie należy spożywać produktów pochodzenia zwierzęcego. Ukraińcy przywiązujący wagę do cerkwi stają się w tym czasie weganami. Postne potrawy nie zawierają, mięsa, ryb, jaj ani nabiału. Moja kochana Kristina nie jada jajek, więc postanowiłam jako pierwszy wypróbować przepis postny. W tym oryginalnym jaki znalazłam w internecie nadzienie składało się ze świeżych wiśni posypanych cukrem, o tej porze roku dostępne są tylko mrożone i do tego drogie jak diabli, więc zdecydowałyśmy z Kristiną kupić przecenione jabłka i przerobić je na dżem, a jako że rozmaitość cieszy użyłyśmy również dżemu z czarnej porzeczki. Tak naprawdę do środka można włożyć co się chce. Te które najbardziej posmakowały mi i Nastii we Lwowie miały nadzienie z maku i miodu.
Składniki:
- jedna szklanka ciepłej wody
- 20 g świeżych drożdży (tutaj naprawdę ciężko je dostać, użyłam 11 g suchych drożdży)
- 500 g mąki
- 1/2 łyżeczki soli
- 1 łyżka cukru
- 3 łyżki oleju
Drożdże rozpuścić w ciepłej wodzie, dodać pozostałe składniki i wyrobić elastyczne ciasto. Zostawić do wyrośnięcia. Powinno podwoić swoją objętość. W przypadku mojego ciasta, które leżakowało sobie na cieplutkim balkonie wystarczyło 10-15 minut. Następnie od ciasta odrywać małe kawałki, uformować z nich kuleczki o średnicy mniej-więcej 5 cm i rozwałkować, nałożyć nadzienie i zlepić, zamknąć, i postarać się żeby było foremne. Mi się nie za bardzo to udawało, przy lepieniu każdej sztuki szukałam nowego sposobu, żeby zamknąć gombowca i sprawić by znów przypominał kulkę, bezskutecznie. Zostawiłam ulepione kluski na kolejne 10 min i zajęłam się przystosowywaniem prostego garna w parowar i czekaniem, aż woda się
zagotuje, co by pojawiła się w tym parowarze para. W przepisie było napisane, że kluski powinny gotować się na parze i pod przykryciem około 15 min, moje siedziały tam po 20-25 min. Straciły charakter wegański kiedy na stole polałyśmy je śmietaną (a te z jabłkami zostały dodatkowo posypane cynamonem).Było to już dobrych parę godzin temu, a ja nadal mam problemy z porzuceniem pozycji horyzontalnej, do której zmusiło mnie przejedzenie. Zapomniałam, że gombowce są bardzo sycące. Jak Timur przestanie się szlajać po krymskich górach to wypróbuję drugi przepis, tym razem z mlekiem i jajami.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz